Opowieści z Łona ©
Spotkanie z Lilith
Powrót do Łona Kreacji
Wchodzę do Łona. Tak dobrze znana ciemność, jej miękki, aksamitny bezkształt, tym razem, nieoczekiwanie wzbudzają jednak niepokój. Ciemność i pustka niosły dotąd ulgę, spokój, głęboki oddech, odpoczynek, wytchnienie. Bez przeszłości, przyszłości, w pełnej dedykacji chwili. Tym razem inaczej, z miejsca niewykształconej jeszcze pełni, bardzo szybko wyłania się głos i towarzyszący mu obraz z przeszłości - Krew jest brudna... Nie wiesz? - zanim zdążę pomyśleć, ciemność skutecznie zaciera kontur, wciąga mnie coraz głębiej..
Idę korytarzem, coraz ciaśniej otulona bezkształtem. Ciemność znów zdaje się inna, znów bezpieczna, ciepła i coraz bardziej gęsta. Jedynym sygnałem przestrzeni zmierzające ku wyjściu jest palący się w oddali ogień, widzę go niewyraźnie. Wchodzę do podziemnej jaskini, z oddali wita mnie kapłanka, cała w czerwieni, soczyste pomarańcze akcentują żywą czerwień jej stroju. W dłoniach trzyma szklaną kulę, która przyciąga moją uwagę. Szklane oko smoka i odbity w nim świat. Widzę kulę ziemską pokrytą chmurami, z oddali, jakby z lotu kosmicznego ptaka. Przyglądam się jej wyraźnie, zza chmur próbując wyczytać kontury. Zamiast jednak widzieć, czuję, jak w moim brzuchu, w łonie, roście kula, jakbym to ja zaszła ze światem w ciążę. Czy jest tam ktoś jeszcze? - słyszę dobiegający z oddali głos. Kapłanka odwraca się i zza jej pleców, tuż nad ogniem, w pierwotnym rozkroku, wyłania się Lilith. Zamiast włosów z jej głowy wyrastają splecione węże, wydatne piersi zwisają ku ziemi, w brzemiennym brzuchu trzyma świat. Jest zarazem Matką i demonem, boginią i strażniczką globalnego ogniska. Symbole i treści mieszają się i nakładają na siebie. Lilith wyklęta, nie chcąc poddać się woli Adama odleciała, tak z raju, jak i z biblijnego przekazu. Mało kto pamięta, że była pierwszą żoną Adama, zanim jeszcze pojawiła się Ewa - pokorna małżonka wysłana przez Boga na pocieszenie, kiedy równa Adamowi Lilith, niepokorna odmówiła „współpracy”. Bycia potulną i wyrzekającą się siebie niewiastą, dla której słowo męża jest święte, a jej własne nic nie znaczy. Lilith chciała być równa. Była, żadne prawo naturalne nie postawiło mężczyzn ponad kobietami, jednak zalękniona gniewu i zemsty tradycja musiała temu zaprzeczyć. Wyprzeć równości płci w naiwnej próbie usterzenia się przed mocą kobiet. Wyparcie - skuteczne narzędziem. Jeśli tylko kupuje je umysł, nie pozostaje nic innego, jak uporać się z ciałem.
Ciało niesie moc. Nic mu nie umyka. Żyje w teraźniejszości chwili, żywo reagując na własne potrzeby. Obce są my gry umysłu i zabawy w chowanego - wszystko jest dla niego jasne, nie ma nic do skrycia. Lilith jest symbolem prawdy - archetypem kobiety stającej za sobą, która nie robiąc sobie nic z nakazów i gróźb, tak Boga, jak Adama, wypuściła skrzydła i odleciała. Za cenę odrzucenia, utraty dostępu do raju, dała przemówić ciału, odrzucając nakaz wymuszonej w seksie, misjonarskiej pozycji Adama. Ciało zbuntowane, dostało skrzydeł i uleciało w przestworza. Tradycja głosi, że osiadło na pustynnych terenach Czerwonego Morza. Rodząc dzieci i parząc się obficie z mnogością kochanków, czyżby tu zaczynała się historia poligamii, poliamorii i innych ścieżek, za nic mająca prawa do ojcostwa i pragnienie mężczyzn do zniewolenia kobiet? Ciało gwizdało, rozkołysane w namiętnym seksie, a w przerwach rodziło dzieci i płynęło krwią miesięczną. To tu, dopełniając kielicha Morza Czerwonego ma początek nowa historia ludzkości, rodzi się w brzuchu Lilith - czułej matki, opiekunki, patronki dzieci i porodów, przeinaczonej w patriarchalnej tradycji, wypartej jako demon, symbol grzechu, lubieżność, rozpusty.
Widzę ją nad ogniem. Podaje mi dziecko. Wyciąga je z łona - olbrzymiego brzucha kuli ziemskiej. To twoje, weź! - zdaje się mówić podając mi niemowlę. Biorę je na ręce, ale nie czuję, by było „moje”. Pojawia się raczej opór i niepokój, pragnąc go, nie mogę go jednak przyjąć. Co stoi na przeszkodzie? - zanim jeszcze słowa zdążą wybrzmieć słyszę - Gniew! Trzeba go wyrazić. W tym miejscu włącza się kapłanka. Na jej prawym ramieniu siedzi dostojny orzeł. Perspektywa, jakby z lotu ptaka, lecz nie całkiem, bo nie chodzi o czasoprzestrzeń, raczej o zakrzywienie linii i wymiarów czasu. Kiedy Lilith uchyla czarną kotarę odsłaniając kolejny akt kosmicznego spektakl, mam już w dłoniach ognisty łuk, który, zanim jeszcze zdążę się zorientować, w gniewnym napięciu cięciwy wypuszcza strzałę. Strzała trafia w serce, co więcej, wprost od tyłu. Pada pierwszy mężczyzna, za nim kolejny i następni... Z historii osobistej przeszłości ognista strzał niesie gniew całej linii kobiet, z różnych porządków i czasów, ranionych, bezczeszczonych, wypartych - nić gniewu przytwierdzona do strzały przebija na wylot męskie serca - mężczyzn jednego za drugim, z nienacka, od tyłu, wszystkich, które odważyli się krzywdzić, sprzeciwiać, upadlać kobiety.
Wszystko to płynie we mnie, lecz jakby dzieję się poza mną. Gniew nie jest w istocie gniewem, porywem emocji, jakiego zdaje się niekiedy doświadczać ciało - falą spazmu, wzburzenia. Tutaj, na planie kosmicznym jest jakby miękkim łukiem wyznaczonym przez lot kosmicznej strzały, oddzielającym przeszłość od przyszłości, ziarna od plew, to co już nie służy. Czy jest tu ktoś jeszcze? - głos rozbrzmiewa raz jeszcze. Tym razem już nie Lilith - ta zapewne dopełniła swą historię, odlatując z wypuszczoną, ognistą strzałą. Tym razem to kapłanka prowadzi za rękę maga. Czarnoksiężnik z długą, siwą brodą sięgającą do pasa trzyma za rękę mężczyznę, za którym podążają kolejni. Jeden za drugim, wchodzą do jaskini, otaczają mnie bezpiecznym, męskim kręgiem wsparcia. Siedzę w środku, przy ogniu, otulona ich radosną pieśnią. Stoją wszyscy, pewnie trzymając się za ręce. Czuję ciepło, bezpieczeństwo, spokój. Wraz z tym płynie czułość i miłość do dziecka. Trzymam je na rękach i czuję, że jest moje. W końcu jestem matką, bezpiecznie otulona pierścieniem mężczyzn. Myśl ta i uczucie manifestują naprzeciw mnie mężczyznę. Kiedy stykamy się czołami w geście szacunku i wsparcia w moim łonie pojawia się kolejne życie, kolejny rodzący się świat. Czuję jednak, że czegoś brakuje, coś jeszcze musi się dopełnić. Wizja powodowana bezwysiłkową myślą momentalnie kreuje nowe światy - z dwóch rodzi się trzy i dwie pary mały rączek po obu stronach dotykają nieśmiało trzeciego maleństwa w mym łonie. Z dwóch powstaje trzy, pomnażając się dwukrotnie. Z połączenia męskiej i kobiecej energii wypływa trzecia jakość - dziecko kreacji obu, komplementarnych wobec siebie jakości. Trzecia jakość jest jakością dziecka, tak na planie fizycznym, jak i duchowym. Tworzą trzecią jakość - jakość relacji. Jeden plus jeden daje trzy, kreując zawsze nową jakość. Tak z łona wynurza się dziecko, za nim kolejne i jeszcze jedno w drodze, by dopełnić liczby trzy i wzmocnić więź jedności, pomiędzy pierwotną dwójką męskiego i żeńskiego pierwiastka. Święte małżeństwo - Hieros gamos. Czas przestaje istnieć.
Jedność złożona z wielości - zapładniania męskim, kreowana kobiecym. Synergia prowadząc powtórnie do jedni, gdzie czas nie płynie, jest już tylko umowny. W przestrzeni kosmicznej wszystko dzieje się jednocześnie. To tylko nasz nienawykły do jedności umysł tworzy stale podziały. Tak czarne łączy się z białym, męskie z kobiecym, dualne z niedualnym, choć na planie kosmicznym ten rozdział i powtórne złączenie są już tylko iluzją. Tutaj, w przestrzeni Serca nie ma miejsca na rozłam. Serce spaja dualność, choć nie jest mediatorem - raczej miejscem spotkania, gdzie choć na chwilę odłożyć można broń, odpocząć i ogrzać się przy ogniu. Gdzie nie istnieje zazdrość, rywalizacja, konkurencja - jest tylko radosny krąg zdrowej męskości trzymający się za ręce. W środku ja, dzieci, ojciec - wizja rodziny i wsparcia - wspólnot tworzących rodziny w duchu szacunku czułości. Męska energia, kiedy łączy się z sercem - w miejscu spotkania, przy ogniu,- pragnie służyć i ochraniać to, co kobiece - delikatne, gotowe na rozwój. W akcie tym kobiece, w pełni zaufania może tworzyć i kreować, nowe życia i światy.
Kobieta niesie w brzuchu świat zapłodniony męską iskrą. Z ciemności je łona rodzi się wizja świętej unii - spotkania. Miejsca czułości i prawdy, gdzie strach bezpowrotnie znika. Zagrożenie jest tylko iluzją - rozpuszcza się w miękkości sercu i gładko spływa do Ziemi na znak Pojednania.
Posłuchaj pieśni Ziemi - Pieśń Miłości - życia, stworzenia, kreacji, rodzenia się, umierania. Wzrost, śmierć, narodzin, nic nie jest stałe - przemija. Przemienia się w siebie nawzajem, tańcząc z radością w kosmicznym tańcu. Ciało wyzwolone w ruchu nie zna ograniczeń - czuje, smakuje, cieszy się z życiem, łaknie doświadczania. Jego rzeczywistością jest chwila, nic innego nie ma. Czas jest zaledwie złudzeniem, które opóźnia szczęście. Jeśli się mu poddasz, nie zaznasz spokoju. Wystarczy jednak oddech, głęboki wdech do brzucha, do łona świata, do serca Ziemi i z wydechem puszczenie złudzeń. Bez czekania na przyszłość życie w radości chwili, kreując swoją wizję, nie gdzie indziej tylko tutaj i teraz.