top of page

 Opowieści z Łona ©

Kosmiczne Łono Ziemi 

*tekst inspirowany wglądami z Medytacji Pełni w Skorpionie

Zamykam oczy. W odbiciu świecącej na niebie Pełni widzę oko jastrzębia - jak negatyw wynurza się z Łona. Jastrząb to posłaniec - niesie wiadomość od przodków. Widzi szeroko i klarownie wszystko to, co skutecznie podcina skrzydła. Dzięki umiejętności szybowania, w przestrzeniach, pomiędzy światami, jest przewodnikiem i inicjuje przygodę w dalszą, podniebną podróż. 

 

Rytuał przejścia wymaga poddania - zaufania procesowi, odpuszczenia zgromadzonej dotąd wiedzy, puszczenia oczekiwań... Szykowany starannie od dawna, każe nam - kiedy już wyrazimy gotowość - w momencie przekraczania bram, w pełni zaufać i otworzyć się na nieznane. Jest to koniecznym warunkiem inicjacji - przejścia na drugą stronę, gdzie czeka nas zupełnie inny, nieznany świat.

W samym środku - pomiędzy światami, potrzebujemy zostawić wszystko to, co nieśliśmy dotychczas ze sobą, a co skutecznie definiowało naszą tożsamość - imię, przekonania, role społeczne, cały zbiór koncepcji na temat świata i wyznawanych prawd. W tej przestrzeni pomiędzy światami spotykamy się tradycyjnie z przodkami, którzy wskazują dalszą drogę i dalszy kierunek na przyszłość. 

 

Jastrząb jest posłańcem, niesie wiadomość od przodków. Nurkuje głęboko, wprost do łona, i wyławia stamtąd mysz. Małą, niepozorną myszkę, bez reszty pochłoniętą swoimi krzątaniem. Na tyle zajętą, by przegapić bezszelestny lot jastrzębia -  jego szybowanie, zataczanie podniebnych kręgów, namierzanie celu i błyskawiczne nurkowanie.. Nie ma odwrotu!

 

Co prawda chwilę to trwało, jednak nie dla zajętej sobą zdobyczy. Oderwana znienacka od absorbującego wszystkie zmysły zajęcia, nieporadnie macha w powietrzu łapkami. Zanim porządnie zamruga, już jest w górze, zdziwiona całym zajściem..

 

Gdzie lecieli? Tego dowiedzieć się miała później. Czekał ich daleki lot. Tam, gdzie mieli dotrzeć czas płynął inaczej. Mysz szybowała, a za nią, przywiązany do ruchliwego ogonka, ciągnął się, hen, sznur modlitewnych flag. Taką była wizja, jakkolwiek bajeczną się zdaje... Powiewając na wietrze we wszystkich, znanych tybetańskiej tradycji kolorach, sznur zdaje się nie mieć końca, ciągną się, im wyżej, tym bardziej, z pełnego nieoczekiwanej kreacji Łona.

 

Powiewające na wietrze flagi modlitewne sprzyjają podniesieniu energii, która ma zapewnić dobrobyt i oczyścić przestrzeń. Zapisane na nich mantry, bezgłośne odmawiane przez wiatr harmonizują energię, wprowadzają pozytywne wibracje i przynoszą korzyści wszystkim tym, którzy znajdą się w ich zasięgu. Powiewające flagi sprzyjają wzrostowi mądrości, spokoju, powodzenia i umiejętności wykorzystywania nadarzających się w życiu okazji, a tym samym przekroczenia zagrożeń.

 

Czym jest więc podniebna podróż myszy, jastrzębia i ciągnącego się za nimi, hen, sznura barwnych chorągiewek? Być może to porwanie wcale nie niesie zagrożeń, mysz nie jest ofiarą, wszystko zaś czymś innym, niż z początku mogłoby się zdawać? Lecieli w końcu w czas bez czasu, mysz nie wyglądała na zastraszoną, nieco tylko zaskoczona - wyrwana niepostrzeżenie ze swych codziennych praktyk. Póki co nie zapowiada się na finał w stylu drapieżcy i ofiary. Lecą dalej, coraz wyżej i wyżej, przez chmury do gwiazd, a sznur powiewający na wietrze ciągnie się, snując niekończącą się opowieść Łona, niczym nić Ariadny nawijana na nowy kołowrotek czasu - w innej przestrzeni, w innym, nieznanym jeszcze wymiarze.

Czeka nas bowiem zmiana - przekroczenie sfer powietrznych, redukcja tlenu, zniesienie prawd grawitacji, wyjście z atmosfery, a wraz z nią zapłodnienie - w nowy wymiar, nieznany dotąd poznaniu.

 

Jastrząb zna dwa światy, nie ogląda się na grawitację - wierny posłaniec, gdy chwyta wiadomość, musi zanieść ją na drugą stronę lustra. Zobowiązał się prawem znaczenia, nadającym mu rangę posłańca. Tuż przed bramą inicjacji, szybkie spojrzenie w dół - flagi, niczym pierzasty, kolorowy wąż na końcu pępowiny sznura - szybują faliście w przestworzach, gdy tymczasem rozpędzony wiatrem i powierzoną mu misją jastrząb przebija się przez warstwę atmosfery...

 

Puuf..! znika jastrząb, znika mysz, w przestworzach bezszelestnie falują flagi...

Czyżby misja dobiegła końca..? Zdaje się, że nie. To właśnie teraz ma miejsce ryt przejścia - przebicie atmosfery, przedsionka w przestrzeni międzyplanetarnej, pomiędzy światami. To tu traci się tożsamość i zapomina przeszłość. Otwiera się przestrzeń na nowe, które wkrótce ma nadejść..

W tym ostatnim momencie, jeszcze w starym, lecz już prawie w nowym, jastrząb rozpędza się tak bardzo, jakby mknął z prędkością światła. Tuż przed przebiciem atmosfery wszystko spowolnia, i w ułamku kilku sekund - mrugnięcia oka jastrzębia i myszy jednocześnie - zamienia się niepostrzeżenie w rozpędzoną kulę świetlną, która niczym w filmie - z impetem, a jednak w zwolnionym tempie, przebija kolistą powietrznię zagięcia Ziemi.. wszystko skąpane w mleczo-złotym świetle... Olbrzymie jajo zapładnia przestrzeń dopełniając cudowny, galaktyczny spektakl.

 

Jesteśmy po drugiej stronie...

Nie ma już jastrzębia, nie ma myszy, są tylko sunące w kosmicznej przestrzeni flagi, których sznur, niczym Uroburos - kosmiczny wąż zjadających własny ogon, owija się miękko, w czułym uścisku tuląc kulę ziemską. Posłaniec dopełnił  misji - widząc szeroko wypatrzył to, co nie pozwalało latać, chwycił niepostrzeżenie i przeniósł bezpiecznie na drugą stronę lustra. Mysz - praktyczna i zorganizowana w dobrze sobie znanym, ziemskim świecie, bez wybawcy przepadłaby pewnie w detalach, pogubiła się w analizach i zbytnim skupieniu na wizji, utknęła w miejscu, nie mogąc ruszyć i realnie zacząć marzyć... Przyszedł jednak czas, by wyruszyć w świat, gdzie wizja nabiera kształtów, dosięgając kosmicznych, trudnych do objęcia ziemskim okiem wymiarów.

 

Jastrząb, nie tylko posłańcem pozwalającym na inicjację, staje się również wybawcą, odrywającym od natłoku zbędnych myśli, szczegółów, analiz. Każe odpuścić kontrolę i porzucić to, co znane, pozwolić ziarenku wizji nowej Ziemi wrastać w swoim rytmie. Zawierzając modlitwy pierzastemu wężowi flag falujących w przestworzach, każe puścić wolno mentalną wizję, wzmocnić ją intencji i porzucić ciasną ramę wyobrażeń, jak wizja ta ma się ziścić... Tylko tak można poddać się inicjacji, wkroczyć w przestrzeń pomiędzy, w czas bardo - czyściec pomiędzy światami. To tu porzuca się stare w oczekiwaniu na nowe, które jeszcze się nie wydarza.

 

Chorągiewki niosą modlitwę - uzdrowienia, harmonizacji ciała, umysłu i ducha - trzech wymiarów istnienia łączących Ziemię z kosmosem. Dobrze jest rozwieszać je w czasie pełni, jak również w czasie nowiu, nie dziwie więc, że je właśnie Łono wyśniło jako rekwizyt dzisiejszej medytacji w Pełni.

Ziemia i Łono - Wielka Czuła Matka, w matczynym objęciu trzyma Ziemię, w stabilnym siadzie zawieszona w kosmicznych przestworzach. Nie podlegając upływowi czasu, a więc i prawom przyczyny i skutku, tu - w kosmicznym Łonie Kreacji, pierzasty wąż utkany z modlitewnych zwojów mantr, otulając kulę ziemską, staje się matczynych splotem ramion.

Widzę Kobietę wysadzaną z gwiazd i czuję, że trzymam Świat w objęciach. Wszystko płynie w przestworzach, w czasie, lecz bez czasu, i nie znając prawa przypadku, niknie w bezkształtnej pustce. Jest tylko Czerń i niema Obecność - i wszechpotężna, bezgraniczna Cisza.
 

To tu łączę się z przestrzenią Sercem - badam warstwę po warstwie, dosięgam kolejnych wymiarów. I  dalej w głąb, tym głębiej w przestrzeń. 

Serce osobiste, transpersonalne, planetarne...

 

Pierwsze z nich zna ziemskie życie - relacje, emocje, zdarzenia, wielość doczesnej wędrówki, piękno i ból stworzenia. Drugie - nieco bardziej subtelne, rozpuszcza się w oceanach. Między kontynentami podziałów - energia nie zna granic. W przestrzeni tej łączą się bratnie dusze - członkowie planetarnej rodziny. Kiedy jednak lądują - rodzą się, nie pamiętają... Zapominają, skąd przyszli i dokąd zmierzają. O wspólnej misji, która ich łączy i spaja na wspólnym planie. Rozchodzą się na wszystkie strony świata, po omacku błądząc. Szukają.

Pierwsze lata upływają im na dostrojeniu do nowej wibracji Ziemi - uczeniu się praw fizyki, grawitacji, biologii zapisanych w ciele. Przy okazji nabierają wielu praktycznych, jak mogłoby się zdawać zdolności. Później jednak, kiedy okaże się, że stoją im na przeszkodzie - w poczuciu szczęścia, spełnienia i pełni siebie - będą się ich oduczać, pozbywać nawykowych reakcji. To teraz, w kolejnych etapach ich ziemskiej, dotychczas mozolnej wędrówki, zaczną w końcu pamiętać, przypominać niewyraźnie coś sobie. W czasie tym mogą wydarzyć się tak zwane przypływy geniuszu - zapominania i przypominania sobie czegoś mglistego, a jednak znanego. Czucie pokrewieństwa, synchroniczności, telepatii, intuicji. Skąd my to znamy? Przypominają sobie coś, co od zawsze niosą w sobie. W końcu przychodzi dzień zero - przebudzenie i wszystko jest jasne. Wszystko jest dokładnie tym, czym jest w istocie, gotowe teraz na zmianę. Z tym przypomnieniem przychodzi przeczucie, już prawie pewność, że nie są w tym wszystkim sami, że mimo potrzeby samotności i ciszy, która coraz częściej, i już od dłuższego czasu próbuje zwrócić im na siebie uwagę, czują, że nie są sami, że są również inni, podobni, owe „branie dusze” - z tej samej rodziny, wszystkie sobie znanie. Świadomość ta otwiera kolejny, nowy etap wędrówki. Nie jest to już jednak błądzenie po omacku - w pytaniu, niejasności, braku sensu życia. Raczej bezbłędne dryfowanie - wciąż bez celu, lecz z pewnością, że w tym właśnie tkwi piękno i istota bycia - by miękko i z gracją dryfować na tratwie własnego istnienia, niesionym przez nurt lekko i radośnie, w pewności, zaufaniu, że tu właśnie, nie gdzie innej jest się we właściwym miejscu. Będąc tu, nie trzeba być już tam, gdzie przecież nas nie ma - można oddać się przyjemności życia - pływania, doświadczania, być - czerpać radość, cieszyć się, żyć w pełnym zachwycie. W przestrzeni tej kierunek wyznacza się sam we współpracy z życiem - w zaufaniu życiu otwiera się to, co głębiej - ich drugie Serce.

 

Serce transpersonalne. Nie liczy więzów krwi, lecz wspólny, kosmiczny cel wędrówki, przymierze sił i braterstwo na planie szerszym - kosmicznym. Przestrzeń ta łączy z innymi, znanymi i nieznanymi członkami. Wykracza poza ciała i niesiony w DNA zapis. Na planie tym sunie w wiecznym splocie symbol nieskończonej ósemki -  po niej, jak na taśmie płyną nauczyciele różnych szkół i tradycji - mniej lub bardziej znani, niosą zawszę tę samą prawdę. Wymiar planetarny - Serce, gdzie łączysz się z innymi istotami - z odległych galaktyk, innych gwiazd, wymiarów, zakrzywionych spiralnie przestrzeni. Tu, płynąc przez warstwy raz rzadszej, raz gęstszej materii, archetypów, wyobrażeń wciąż jeszcze dostrzegalnych dla oka, docierasz w końcu do centrum. Gdzieś w odległych przestworzach, a jednocześnie w samym jądrze Ciała, leży najgłębsza warstwa Serca.

 

Serce uniwersalne. Nie ma tu Nic - jedynie Obecność i Cisza. Spokój przenika wszystko. Nie ma Nic i wszystko jest zarazem. Kosmiczne Serce - tak bardzo Obecne, że w przejęciu zamiera - nie bije, zawieszone w nieruchomości Bezczasu. Serce nie bije w samym środku, stanowiąc Centrum i Istotę Życia. Jak w oku cyklonu, tak i tu, w samym środku panuje wieczny Spokój. Coś, co z perspektywy Ziemi, jeśli chciałby opisać to umysł, pokrewne byłoby stanowi śmierci - bezczasu i bezruchu. Tak właśnie jest w przestrzeni „pomiędzy” - jest środkiem, centrum wszystkiego. Mieści w sobie wszystko - śmierć, jej dwa wymiary - kosmiczny odlot duszy i zagnieżdżenie w ziemi ciała.

 

Schodzę do Łona Serca, do najgłębszych warstwy kreacji. Po drodze mijam wszystkie warstwy, w końcu docieram do celu. Tutaj, w jądrze Ziemi panuję Spokój, bezruch, bezczas i Cisza. Widzę czarne pępowiny - korzenie schodzące coraz głębiej w ziemię - aż do łożyska, do zarodka samej jej esencji. Widzę czarny płód - martwy cy żywy? Może oba naraz? Tu wszak czarne znaczy białe - nierozłączne yin i yang kreacji. Przykładam rękę do Ziemi, by poczuć i błogosławić. Błogosławieństwo Kobiecego Łona - poprzez dotyk łączy łono fizyczne z Łonem Matki - Ziemii. Po drodze uzdrawia kolejne warstwy. Kobieca energia miękko, czule otula Ziemię, przenika kolejne wymiary, podróżuje w przestrzeni i w czasie.

 

Widzę siebie nad wodą, odwracam się i wołam dziecko. Chcę pokazać mu kaczkę, jako pierwsza podbiega córeczka. Mamy środek lata, za nią biegną inne dzieci - anielskie, jasnowłose, z kręconymi loczkami. Jest wśród nich tylko jeden, inny, niż wszystkie chłopiec. W wieku pięciu, może sześciu lat, smutny, ciemnowłosy.  Podchodzi do mnie i bez słowa pochyla nad wodą głowę. Skrapiam ją wodą z rzeki - wystarczy kilka kropli. Dopełniam rytuał przejścia - inicjacji w dorosłość i męskość. Niespodziewanie, pod wpływem wody wszystko rozbłyska światłem, tak potężnym, jak gdyby rozstąpiła się nagle ziemia. Z niej, niczym potężne, baśniowe kłącze, rozkwitające w zawrotnym tempie, z zasilanego na pustyni ziarna wyrywa się olbrzymi, falliczny słup świetlny. Spleciony z licznych lian, promieniuje niebiesko-białym światłem. Falliczne Drzewo Życia rośnie w olbrzymim tempie, zasądzając zdrową energię męską na kawałku tej właśnie Ziemi. Podchodzę do drzewa i tulę się z czułością do pnia pokrytego srebrzystą, błękitną poświatą. Pojednanie z męską energią - w sobie, w świecie, w sercu Ziemi. Zaślubiny zdrowej energii męskiej i kobiecej w miłosnym splocie lian - kwitnących z jądra kosmicznego Serca Matki - Ziemi. 

bottom of page