Zmienny punkt widzenia ©
Dialog
- Zauważył – pomyślała. Jechali nocnym pociągiem na południe. Gdyby nie głos oznajmiający, co jakiś czas obco brzmiące nazwy, nie byłoby pewności, że jadą. To jak wodzić palcem po mapie – zaczyna się w punkcie zero i kończy niewiele dalej, z nadzieją, że się jedzie, a w rzeczywistości stoi się, tkwiąc w tu i teraz jednego miejsca. Żadnej zmiany pejzażu, zmiennej gry światła, mocna żarówka i własne odbicie, powielone zbyt wiele razy w obfitości szyby. Pozostaje książka albo sen. Albo zapatrzenie w ludzi. Choć z tym ostatnim trzeba udawać, że się nie patrzy.
- Półobecny – myślała – pewnie już wie, w każdym razie na pewno coś przeczuwa. Na wprost siedział mężczyzna z twarzą zwróconą ku szybie. Widziała go z półprofilu, na kolanach trzymał gazetę. Niewykluczone, że myślał o tym, co właśnie przeczytał. Chwila ta rozciągał się jednak zbyt długo, by w całości poświęcił ją kilku akapitom. Musiał myśleć o czymś innym, bo nie możliwe, by tak długo znosił swe odbicie w szybie. Kobieta tak, ale mężczyzna? Zresztą zdradziłaby go mimika, jak długo można udawać, że ogląda się krajobraz, którego nie ma? Pewnie przeczytał coś, co wywołało jakieś skojarzenie albo naprowadziło go na to, co od dawna zaprzątało mu głowę. Nie mogła w każdym razie być to myśl proporcjonalnie długa w stosunku do przeczytanego tekstu. Wiedziała to, bo obserwowała go od jakiegoś czasu. Gazetę wyjął przed chwilą, mógł przeczytać, co najwyżej akapit, góra dwa, nie więcej. A może wcale nie czyta? No tak – wpadło jej do głowy – może udaje? Gazeta jest tylko pretekstem, niezbędnym rekwizytem, by odpowiednio to wszystko rozegrać. Pozwala zyskać na czasie, wybadać sytuację. Niezły pretekst, by mieć, od czego oderwać oczy i w udanym geście zastanowienia powieść po innych podróżnych i zatrzyma wzrok na szybie, w której, co prawda widzi się siebie, ale i innych. A więc pewnie mnie widzi – myślała – w dodatku niezły z niego aktor. No dobrze, skoro więc mnie widzi, to wie, że na niego patrzę. Chyba, że wcale mnie nie widzi, ale… tak, też wie, że na niego patrzę. Może to on zaczął pierwszy, nigdy przecież nie ma pewności. Mógł wziąć gazetę tylko po to, by mnie zmylić. Może nawet chciał mnie zmylić podwójnie, udając, że czyta, że unika spojrzenia, próbując ukryć twarz w falujących kartkach, a tak naprawdę, to on mnie śledzi. To by się zgadzało, w końcu weszłam do pociągu, kiedy on już tu był. To zawsze zwraca uwagę. Ktoś z zewnątrz, ktoś, kto wkracza na nieznany teren, tym bardziej staje się obcy, bo otoczony badawczą ciszą innych pasażerów. Każdy z nich musiał to w końcu przejść. No, może za wyjątkiem szczęśliwca, który pojawił się na tej ruchomej ziemi jako pierwszy i zwycięsko podbił teren – myślała. Uspokajało ją to za każdym razem, kiedy wchodziła do zatłoczonego pociągu. Każdy to w końcu przeżył – powtarzała sobie. – Wszyscy oni mają to już za sobą. Przywilej patrzenia na obcego, gapienia się, jak rozdziewa się z tych wszystkich ciuchów, szarpie się z torbą próbując upchnąć ją na półce nad głową, zanim usiądzie wstaje dwa razy, żeby wyjąć z kieszeni telefon, a jeszcze książka, jest, w końcu fotel, i głęboki wdech i powolny wydech, pociąg rusza, jakby czekał na ten znak, by wystartować. Wtedy oni przestają patrzeć, wracają do swoich spraw. Gest odwrócenia wzroku jest jednoznaczny z dopuszczeniem do wspólnoty, która ostatecznie zacieśni się na następnej stacji, gdy wsiądą nowi - obcy. Tak więc gapić się to wynagradzać sobie to, co samemu musiało się wcześniej przejść – myślała. – Nagroda za bycie obiektem. W końcu czy nie tak się myśli; skoro mnie to spotkało, to, dlaczego ma ominąć innych? Tamci odwrócili już wzrok, ale teraz kolej na niego, teraz zaczyna szukać ten nowy, już nie obcy, ale wciąż jeszcze nowy. Rozgląda się po przedziale, przejeżdża po twarzach podróżnych i zauważa jego. Siedzi dwa rzędy dalej, przodem do kierunku jazdy, na jednym z tych poczwórnych miejsc przedzielonych plastikowym stolikiem. Ma więc przed sobą dwóch innych pasażerów (mogła się ich tylko domyślić). Siedzieli do niej tyłem, tak jak ona siedziała tyłem do kierunku jazdy. Zabawne – pomyślała – jakbym całkiem ignorowała cel podróży. Obok niego, przy oknie siedzi inna kobieta. Nie ma to jednak większego znaczenia. Nawet, gdyby byli razem, na co wskazuje pozycja ich ciał zwróconych lekko ku siebie, przez całą drogę nie zamienią ze sobą ani słowa. Widzi ich w linii ukośnej. Ona siedzi przy oknie, on na fotelu od korytarza, podobnie jak ona sama, tyle, że inni nie zakłócają jej swobodnego krążenia wzrokiem po pociągu; na przeciwko ma oparcie fotela. Tak więc widzi go doskonale. Sam się podstawił – myśli. – Punkt na celowniku, idealnie na linii wzroku. Kobietę obok niego widzi zaledwie w trzech czwartych, ale od razu uderza ją wyraz jej twarzy; zbolałej i jakby zapadającej się w sobie. Wygląda tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. To chyba kwestia podbródka – myśli, kawałek po kawałku analizując jej twarz. – Lekko zadarty do góry, pomarszczony, wzruszony. Jest zmęczona, jej oczy stają się coraz cięższe – roześmiała się w duchu – zahipnotyzować kogoś na odległość, bez jego wiedzy, czy jest to możliwe? Mniejsza o kobietę, co z nim.. ? Twarz ma zwróconą w moją stronę, ale jest półobecny, nie widzi. Choć może widzi, może też myśli o momencie skrzyżowania spojrzeń? Musi nastąpić – poczuła dziwną pewność. - W końcu on przecież wie. Tego akurat można się domyślić. Pytanie, co teraz myślisz? Czy to, co inni? Dlaczego na mnie patrzysz? No tak, przecież wszyscy myślą to samo. I nawet jak spuścisz wzrok będę dalej myślała, że się patrzysz, choć pewnie zaraz pomyślę, że już się nie patrzysz, będę się więc obijać między twoim wzrokiem a moją myślą; patrzy nie patrzy, a może jednak patrzy.
- Wcale nie – zaczęła nucić coś pod nosem, (co to było?), bo myśl, że coś może być silniejsze od niej, nagle ją przestraszyła. Starała się zagłuszyć ją głosem zatrzymanym gdzieś na powierzchni ciała. Jak to było? – próbowała sobie przypomnieć. - Someday beyond the sea, someday… krążyło jej po głowie. Someday – tylko, kiedy to będzie, kiedy to jest? Wczoraj, dziś? Nie, jutro. Tak, to pewnie zdarzy się jutro, beyond the sea? Beyond… beyond? Co to było? Za morzem? Chociaż… pewności nie ma. Hm, a więc gdzie? – zaśmiała się w duchu. Tak, chyba za morzem. Choć może… nie, głupia myśl… a więc pewnego dnia za morzem… Niedorzeczność! beyond the sea, someday… Someday – ciekawe, że tu się urywa - myślała.- Zawsze tak jest z tymi fragmentami, krążą po głowie, czy tego chcemy, czy nie. A więc bez końca, urwane, morze bez końca, pewnie bez początku. Pewnego dnia za morzem – to brzmi jak początek. Tak, początek historii. Tylko gdzie koniec, skoro pewnego dnia jest tylko nieokreślonym punktem w czasie? Więc może zawsze? No tak, więc pewnie i nigdy. Niespełnione morze, niepełne, puste. Puste morze – wyobraziła sobie szczelinę w głębi i uśmiechnęła do siebie – na powierzchni morza, szczelina, która zasysa całą wodę. Wchłonięte, podziemne? Puste, bez brzegów, bez początku i końca. Tego morza wcale nie ma. Wcale nie istnieje, tak jak pewnego dnia też nie będzie, nie było. Jest tylko to, teraz, tak teraz, tu – wzrok jej znów zatrzymał się na mężczyźnie. To naprawdę jakieś szaleństwo, wszystkie te myśli, co on tam sobie myśli? Ciągle patrzy się w tę szybę, może też myśli o tym, czego nie widzi, o tym, czego nie ma? Ja tu jestem – wpatrywała się w niego coraz bardziej. A gdyby jednak się udało? Gdybym cię zahipnotyzowała? – myślała. – Czy jestem w stanie to zrobić? Widzisz, patrzę na ciebie. Patrzę – powtarzała jakby wolniej i zaśmiała się sama z siebie, bo przypomniała jej się Kirke. Tak, ona wiedziała, co zrobić z tym biedakiem. Czy on też nie wie, dokąd jedzie? – wciąż wpatrywała się w mężczyznę. – Może sam to wybrał, w końcu wjeżdżamy w noc. Istnieją dwie możliwości, albo zna tę trasę na pamięć i nie musi patrzeć, albo wybrał ją celowo, na chybił trafił, po omacku, by nie musieć patrzeć. Chociaż, może nie spodziewał się, że tu tak szybko robi się ciemno? Ale jedziemy na południe, tam na pewno będzie morze. Someday – zaśmiała się ironicznie. - A więc i on tego nie doczeka. W tej chwili wzrok mężczyzny zsuną się z szyby i powędrował po gazecie. Nie zatrzymał się jednak tutaj. Przemierzając podłogę korytarza i kierując się w stronę kobiety, wciągnął powietrze i z wydechem osiadł na jej twarzy.
- A więc jesteś – przywitała go.
- Jestem, choć właściwie od dawna już byłem.
- Wiem, że byłeś od dawna, tylko jakiś nieobecny.
- Byłem nieobecny, bo tonąłem w nocy.
- Pewnie tonąłeś w nocy.
- Gdzieś w oddali wciąż widziałem ciebie, odbijałaś się w tafli szyby.
- Wiesz, odbijałam się w szybie. Ha, zabawne, przecież dobrze o tym wiesz, tam mnie widziałeś.
- Wolałem cię tam oglądać.
- Wiesz, w tafli nocy odbijam się inaczej, niż teraz, w twoich oczach. Co za myśl? – zaśmiała się w duchu.
- Bałem się zobaczyć cię w rzeczywistości. Hm, głupia myśl, nie uwierzysz, ale tam w szybie długo myślałem o twoim odbiciu, które jest twoim cienie i jeśli oderwę wzrok, rozpłynie się w morzu nocy.
- O czym możesz myśleć?
- Wiesz, myślałem o morzu. Śmieszne to, szczególnie jadąc pociągiem, chociaż właściwie morze jest jak noc, nic w nim nie ma i jest wszystko.
- Zabawne, gdybyśmy myśleli o tym samym. Nie, niemożliwe, pewnie myślisz już o czymś innym, wciąż jeszcze patrzysz, ale widzę, że zapadasz się gdzieś w sobie. O czym myślisz?
- O czym myślisz?
Mężczyzna spuścił wzrok
- Pewnie usłyszał.
- Bada mnie, wyraźnie widzę, że to robi, wpatruje się we mnie coraz bardziej. Tak, jak wtedy, gdy mnie zahipnotyzowała. Ciekawe czy myślała o tym, że jest w stanie to zrobić, że sama myśl o myśleniu o mnie może mnie przywołać?
- Pewnie myśli teraz, że to za dużo, że przecież nie można się tak w siebie patrzeć. W końcu to zupełnie normalne, że w pewnym momencie wzrok musi się gdzieś zgubić, zapaść, zniknąć. Śmieszne, jak myśl odbija się w oczach, nawet i w tym nie możemy mieć podzielnej uwagi; patrzeć i myśleć o tym, co się widzi bez myślenia o czymś innym, czy to możliwe?
- Spojrzenie niesie wszystko, o czym myślę, wszystko, o czym myślisz.
- Nie prawda, choć prawdą jest, że myślę o patrzeniu na ciebie i o patrzeniu twoim na mnie.
- Myślimy więc o tym samym.
- Tak, nie ma wątpliwości, że myślimy o tym samym.
Wciąż jeszcze miał spuszczone oczy.
- A może już się nie patrzy? – zastanawiał się. – Przecież to nic nie szkodzi – uniósł szybko powieki.
- Nic nie szkodzi sprawdzić.
Uśmiechnął się, zdawało jej się, że uniósł lekko brwi, minimalnie, pawie niezauważalnie, ale zaraz je opuścił i zjechał wzrokiem na podłogę. Tak, jakby spadek był naturalną konsekwencją wznoszenia – pomyślała. - Wchodzimy, by spadać. O, znowu się podnosi... nie, jednak nie.. Zerka w bok, zatrzymuje na krawędzi stołu, pewnie kątem oka zauważył ją, siedzącą obok kobietę, ale nie, kąt nie był na tyle szeroki, a więc jest na stole - Co on tam robi? Może zobaczył jakąś plamę. Czy jedna, mała plamka może zmienić bieg tej historii? O, jednak nie, idzie wzrokiem po stole, ostrożnie, powoli, jakby się wahał. Zaraz się spojrzy.
- Znów jesteś – wita go uśmiechem.
- A więc cały czas się patrzyłaś – odpowiada nie spuszczając z niej wzroku.
- Obserwowałam cię przez cały czas – mówi mu spojrzeniem, zastanawiając się jednocześnie ile to wszystko już trwa. - No tak, przecież nie wiecznie – myśli widząc, jak uśmiech schodzi mu z twarzy. - Gdzie idziesz? Może byś jeszcze został?
- Co to jest, to nagłe ukłucie w środku? Tak jakbym… nie mogę już dłużej, to jakiś nonsens. Lepiej chyba gdybyś spuściła wzrok, to spojrzenie jest za gęste, zbyt obfite, lepkie. Tak lepkie, zlepiłem się z twoim wzrokiem, tak trudno się oderwać.
- Nie idź, podobasz mi się.
- Wiem, od początku, ty też to przecież wiesz, ale to niedorzeczność, bo nigdy nie można mieć do końca pewność.
- Wiesz to, chociaż… czy to nie wydaje ci się ciekawe, że nigdy do końca nie można mieć pewności? Znowu się uśmiechasz? A więc jednak, chociaż… uśmiech to obrona, gdy nie wie się, co powiedzieć.
- Albo, gdy już wszystko zostało powiedziane, gdy już nie trzeba nic mówić.
- Coś mówiłeś? Zabawne, przez chwilę wydawało mi się, że słyszę twoje myśli.
- Przecież cały czas je słyszysz, w końcu na mnie patrzysz.
- Czy patrząc na ciebie mogę coś usłyszeć nawet, gdy nie mówisz?
- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym teraz myślę.
- O czym teraz myślisz?
- Skoro ja to wiem, jak ty mogłabyś tego nie wiedzieć, przecież to widzisz?
- Czasem wydaje mi się, że wiem pewne rzeczy, ale nie… nie można temu wierzyć. Nie raz już zawiodłam się na tej pewności. Teraz na przykład wydaje mi się, że myślimy o tym samym, przez moment byłam nawet pewna, ale wątpliwości są chyba całkiem normalne. Co o tym myślisz?
- Myślę podobnie jak ty.
- A więc jednak. Też nie jesteś pewny. Widzę to po twojej minie, coraz bardziej tracisz pewność.
- To bez sensu – pomyślał. – przecież wyraźnie mnie nie słyszy.
- Niemal słyszę twoje wątpliwości.
- Właściwie jak to wszystko się zaczęło?
- Dlaczego on na mnie patrzy?
- A tak, dlaczego ona na mnie patrzy?
- Jakaś czerwona plamka?
- Zaraz się zarumieni.
- Dlaczego na mnie tak patrzysz?
- Podobasz mi się.
- Wiem o tym od początku, chociaż…
- Dlaczego chociaż?
- Chociaż może patrzysz przeze mnie? Może wcale mnie nie widzisz? Gdzie jestem? Jak ja teraz wyglądam? Widzisz mnie z zewnątrz, z wewnątrz?
- Czy widzisz mnie wewnątrz, czy widzisz, że myślę o tobie?
- O niej?
- O tobie, przecież próbuję wyjść z siebie i cię zobaczyć. Cały czas cię widzę. Nieme ciało. Przecież wcale do mnie nie mówisz, ach, to wszystko nie ma sens.
- Szybki uśmiech od niechcenia, pewnie wymuszony, coś się zmienia. Wcale mnie nie widzi. Zapatrzyć się w ludzi. - myślała. - Bezmyślnie, beznamiętnie, jak w rzeczy. Myśli się o czymś innym, niż się widzi, a obraz widziany jest tylko podkładem do tych myśli, choć może w ogóle nie istnieje? To pewnie ta noc, trudno w niej cokolwiek dostrzec. Mimowolnie spojrzała w szybę, wciąż się w niej odbija. Płaska i niewyraźna, ale to przecież wciąż jeszcze ona. Skąd mogę wiedzieć czy jestem tu, po tej stronie, czy już za szybą, po ciemnej stronie nocy? – myślała. Przecież nie ma pewności. A może tam i tu? Albo tu i tam, bez sensu, głupia gra, do niczego przecież nie dojdę. Chociaż właściwie jestem też tam. Tam, gdzie on mnie widzi, widzi mnie pod innym kątem. Wziął mnie taką, jaka jestem tam, w jego odbiciu, ale przecież jest jeszcze druga, trzecie, czwarta szyba. Każdy z nich może mnie zobaczyć. Ten facet z krzyżówką jest co prawda zajęty, w końcu sam sobie wystawia egzamin z wiedzy pomiędzy, w przejściu, w jeździe, choć pewnie też mnie widział. Lenistwo, ociężałość, jazda, wciąż jeszcze im nie uległ, nie, jak ten obok, śpi odkąd wsiadłam, nie radząc sobie z bezczasem. Widzę ich naraz, i jeszcze tamtego, tak tamten jest teraz ostry, wykadrowany. A więc może ten z książką? Nie, ten z książką myśli o czymś innym, przecież go tu nie ma.
- Dlaczego mnie piszesz? – upomniał się o jej wzrok.
- Czy on wie, że go piszę? Czy wie, że piszę o tym wszystkim, co myślę, o tym, co myśli? Czy wiesz, że jesteś zamieszany w całą tę historię? Historia myśli – brzmi nieźle.
- Przecież nie jestem z papieru? Nie możesz tak po prostu patrzeć przeze mnie pod światło i zobaczyć to, co po drugiej strony.
- Pewnie nie wszystko o nim wiem, nie szkodzi, całą resztę mogę dopisać.
- Nie wiem, o czym tam piszesz, ale nie myśl, że wiesz wszystko. Nawet, jeśli ci się tak wydaje, pozostają jeszcze moje myśli, do których nie masz dostępu.
- A może to ktoś inny, ktoś zupełnie niepodobny do niego? Może na przykład to ten, który siedzi za nim, w końcu też mnie widzi, ja widzę jego, od czasu do czasu się na mnie patrzy, trudno nie zauważyć. Przecież to mógłby być każdy. Nie myśl, że jesteś wyjątkowy. Słyszysz, to mógłby być każdy.
- Może i mógłby to być każdy, ale jestem ja. Musisz się z tym pogodzić.
- W końcu to ja wybieram, dzisiaj wybrałam ciebie, ale jutro, kto wie? Może się rozmyślę.
- Nie wiadomo, co będzie jutro, zresztą sama wiesz, someday nigdy nie istnieje. Już nie pamiętasz?
- Wtedy pewnie będę sama.
- Ale teraz ja tu jestem.
- Tak, ale teraz ty tu jesteś.
- Tak ja ty, tak i ja, nie możemy oderwać od siebie wzroku, choć oboje czujemy, jak bardzo jest to krępujące. Ale wiesz, mam to gdzieś, w końcu nikt poza nami o tym nie wie.
- Tak, nikt poza nami.
- Nikt poza nami nas nie widzi, więc możemy się patrzeć do woli.
- Ile nam się podoba.
- Do znudzenia
- Oj, uważaj na słowami. Co prawda wciąż jeszcze są to myśli, ale przecież teraz już wiesz, że je znam.
-Tak, teraz już ciężko będzie z tym skończyć.
- Chciałaś powiedzieć; to skończyć.
- Nie, chciałam powiedzieć; z tym skończyć, właśnie tak, jak powiedziałam.
- Ale przecież chodzi o to, o tę sytuację.
- Tak? Myślałam, że chodzi o coś więcej.
- Zawsze chodzi o coś więcej, ale trzymajmy się faktów.
- Jakich faktów? Przecież tu nie ma żadnych faktów. No, może za wyjątkiem tego, że jedziemy pociągiem i nie możemy przestać na siebie patrzyć. Wszystko inne jest milczeniem.
- Masz rację. Zabawne, posłuchaj, jak tutaj jest cicho.
- Tak, bardzo cicho, trudno coś usłyszeć.
- Co mówisz?
- Mówiłam – myślała. – Nie właściwie nic nie mówiłam.
- Pewnie się przesłyszałem.
- Tak, na pewno ci się zdawało, w końcu w hałasie jadącego pociągu można się pomylić i usłyszeć rzeczy, które nie istnieją.
- Tak, wszystko to za długo już trwa.
- Chyba powinniśmy już dojeżdżać do stacji? Najwyższa pora.
- Tak, najwyższa pora.
Zanim pociąg zatrzymał się na stacji, zaczęła się zbierać. Założyła pałasz, torebkę, chwilę mocował się z torbą, zanim sama nie zsunęła się z półki nad głową. Starała się robić wszystko tak, jakby była sama, choć oczywiście - śmiała się w duchu - wiedziała, że na nią patrzy. A jeśli nie? – przeszło jej przez myśl. Jeśli wzrok ma utkwiony w szybie, bo przykuły go pojedyncze światła, które zapowiadały zbliżającą się stację? Jeśli wcale mnie nie widzi – pomyślała - to gdzie teraz jestem? Co za dziwna myśl. Gdzie jesteś, jak on na ciebie nie patrzy? Tu czy tam? A może w jego nieobecnym wzroku? Odbijasz się w szybie? Tam cię widzi? Ale czy to dalej ty? Zniekształcona, płaska, ale dalej ty? Nagle wydała się sobie śmieszna. Poczuła się żałosna z całą tą kokieterią ruchów przy zdejmowaniu z góry walizki, z lekko zagryzioną górną wargą gotową w każdej chwili na potencjalne spojrzenie, całym tym śmiesznym anturażem, który robi się dla kogoś, ale tak, jakby wcale go tam nie było. Choć gdyby nie on, gdyby go tu nie było, cała ta błazenada nie miałaby przecież miejsca. Żałosne - myślała. - Nie ma sensu. Wzięła walizkę i nawet się nie obejrzała. Żadnego przelotnego spojrzenia, potwierdzenia, że może jednak się myli. Nie, wzięła walizkę i wyszła. Pociąg hamował i byli bardziej przezorni od niej. W korytarzu ustawili się już inni czekający, by jak najszybciej opuścić pociąg. A więc to jeszcze trochę potrwa – nie zdążyła dokończyć myśli, gdy koś wpadł na nią z tyłu. Pociąg gwałtownie hamował. Gdyby to – myślała podnosząc się z fotela, na którym prawie usiadła – no tak, oczywiście, któż to mógłby być inny? Oczywiście on stał tuż za nią. Wydał się jej komiczny z tą swoją przepraszającą miną, jakby hamowanie pociągu było jego winą. Nic nie powiedział. Myślał, co ona teraz myśli, to pewne, tak jak i to, że ona myślała podobnie, ale całe szczęście nie trwało to tak długo, jak myślała wcześniej. Nie zdążyli chyba nawet pomyśleć, że pewnie myślą o tym samym, kiedy przyszła jej kolej. To nie było łatwe, ze wszystkimi bagażami na raz znaleźć się na peronie. Szpilki, walizka, płaszcz wijący się gdzieś po bokach, kiedy spojrzała na twarz mężczyzny, który podawał jej torbę, zobaczyła jak otwierają mu się usta. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, choć może jej się zdawało? Albo spojrzała na niego tak, że od razu zamknął usta, uśmiechnął się i odszedł. Nawet się nie spojrzał – pomyślała i poszła w drugą stronę.