top of page

 Opowieści z Łona ©

Ołtarz dla Ziemi

Altarium

Historia, którą opisuję przyszła do mnie z inspiracji serca. Ma wiele warstw i odcieni, tych symbolicznych, i tych mocniej zakorzenionych w materii świata. Będzie mi miło towarzyszyć Ci w jej lekturze. Być może również dla Ciebie stanie się inspiracją, towarzyszem podróży - do siebie, do Łona, do Ziemi. Zapraszam Cię do lektury historii mojej krewni miesięcznej, tworzenia ołtarza, zasilania cyklu Życia – Śmierci – Życia. Niech wspiera nas i umacnia, by kobiety, odżywione, wykarmione, pełne i pewne, rodziły, tworzyły, inspirowały - siebie i świat nawzajem.

 

W intencji wszystkich czujących istot

Kia Ora

 

10 kwietnia 2020 roku, 

Wielki Piątek 

  

 

Historia krwi miesięcznej i cyklu Życia - Śmierci – Życia

🩸

Powrót krwi

Ceremonia Roślin. Kotlina Yoni

Moja przygoda z krwią zaczęła się od jej zaniku. Krew zniknęła, przestała płynąć, nieśpieszno jej było na zewnątrz. Być może na tle zranienia, tęsknoty, wglądu, introspekcji. Coś się we mnie zamknęło, krew przestała płynąć. Na jakiś czas wyschła rzeka, szukająca zewnętrznego ujścia. 

 

Działo się to przed laty, dokładnie siedem lat temu. Podkreślam tę liczbę, gdyż dobiega właśnie końca 7-letni cykl odnowy - wzrostu, starzenia, zaniku i ponownych narodzin, ponownego odradzania. Życie zatacza krąg, spiralnie schodząc coraz głębiej i głębiej do centrum.

 

Przez 7 lat wydarzyło się wiele rzeczy, krew wracała i odpływała, czasem nie było jej miesiącami, potem wzbierała obficie. Płynęła regularnie z cyklicznością miesiąca, po czym znów zanikała. Nie wiedząc dlaczego, zaczęłam rozumieć, że rządzi się swoim, jej tylko znanym prawem, że płynie, kiedy chce, kiedy może, kiedy czuje, że droga jest wolna, że nie ma przeszkód i nic jej nie zatrzyma. Z czasem zrozumiałam, że moja krew żyje własnym życiem. Mimo że krąży we mnie, nie spieszy jej się na zewnątrz. Zasila mnie, zamyka w obiegu wewnętrznych pływów, czeka na właściwy czas. 

 

Na początku, owe 7 lat temu, wydawało mi się, że powinnam temu zaradzić, przywołać, wywołać, sprowokować… Naiwny umysł, który myśli, że ma kontrolę nad życiem. Bo czymże jest krew, jak nie życiem krążącym we mnie? Próby kontrolowania go, prędzej czy później, muszą spocząć na niczym, bo jedyną skuteczną metodą na życie jest się mu poddać, puścić kontrolę, zaufać rytmom i dać się poprowadzić..

 

Kiedy po wielu próbach, treningach ciała i umysłu, dietach, oczyszczaniach w końcu puściłam – przyszła lekkość. Krew co prawda nadal krążyła we mnie i niespieszno jej było opuszczać moje ciało, wiedziałam jednak teraz, że mam jej zaufać, że wypłynie w odpowiednim czasie, najwłaściwszym i jej tylko znanym. Nie wiedząc wiele więcej, przeczuwałam, że ma to związek z sercem, że kiedy znów otworzę serce, krew znacznie płynąć. Zabrałam się więc za Serce.

 

W owym czasie działo się w moim życiu wiele rzeczy. Tych, które naprowadzały mnie na wewnętrzny przepływ krwi, jej cyrkulację, natężenie, tajemnicę zaniku, i tych, w oddaniu których całkowicie o niej zapominałam. Nie było jej miesiącami, przestałam o niej myśleć, a to, że jej nie ma, wcale mi nie przeszkadzało. Niosąc wtedy w spadku brak świadomości dziedzictwa patriarchatu, cieszyłam się, że nie muszę co miesiąc przeżywać dyskomfortu związanego z tak zwanymi „trudnymi dniami”.

 


Tak było przez jakiś czas - płynęłam z życiem, z krwią, a ona płynęła we mnie, do czasu pewnej ceremonii, która wydarzyła się w górach Sierra Nevada. Pracowałam wtedy ze świętymi roślinami, uczestnicząc w licznych ceremoniach. Wszystkie one były dla mnie pięknym przebudzeniem serca, jednak szczególnie ostatnia z nich, tuż przed końcem podróży, zaznaczyła się w moim życiu szczególnie. Ceremonia miała miejsce tuż po trwającym kilka dni trekkingu w najwyższych i najmniej dostępnych górach Kolumbii, po wizycie u Indian Kogi. Plemię to znane jest z pięknej tradycji modlitw dziękczynnych i szacunku do Matki Ziemi. Zasądzania kryształów w intencji powołania do życia nowych nurtów wewnętrznych rzek i głębokiej, uzdrawiającej pracy dla planety. Wizyta w górach, które zamieszkują, była czasem wglądu i wyciszenia, a kończąca podróż noc uwieńczona została ceremonią yahe w kotlinie górskiej, dla wtajemniczonych zwanej Yoni. To właśnie owa nocy przyniosła równoważący memu ciału kres wewnętrznego obiegu krwi. Tuż po ceremonii, nad ranem, krew znów zaczęła płynąć. O poranku dostałam również wskazówki, by z każdą kolejną miesiączką oddawać krew do Ziemi. W ten sposób zagościły w moim życiu ołtarze.

🩸

Altarium

Ołtarz dla Ziemi

„Pierwszymi naturalnymi miejscami dla składania ofiar i pojawiania się praform ołtarzy były góry i wzgórza, źródła życiodajnej wody lub wyjątkowe drzewa (...)” - czytam w wikipedii. Ołtarz z łaciny to Altarium. Nazwa ta kojarzy mi się z wyniesieniem, zwrotem ku górze, lekkością, i przemawia do mnie bardziej, niż ołtarz, który, szczególnie w języku polskim, niesie bardzo specyficzne, katolickie skojarzenie. 

 

Moje pierwsze altarium powstało pod olbrzymim Dębem. Górował majestatycznie nad całą łąką - jedyny taki w okolic. W jego sąsiedztwie działy się piękne rzeczy. Ołtarz był dla mnie miejscem inspiracji, z którego płynęły wglądy, podpowiedzi, tematy rozpoczynając nowy cykl miesięczny. Tam uwaga - ześrodkowania z osią Ziemi wzmacniała się, łącząc wszystkie centra energetyczne - wszechświata i ciała, i tworząc wyraźne połączenie pomiędzy mną i wymiarami mniej namacalnymi i subtelnymi - światem snów, wglądów, intuicji i wizji. Ze świata tego płynęła mądrość, zasilana dodatkowo energią Ziemi. Swojego czasu pracowałam z nią bardzo intensywnie, a na ołtarzu działy się różne, niekiedy zaskakujące rzeczy. 

 

Gdy po miesiącu do niego wracałam, zastawałam na tym, co stare ciekawe historie, a nawet nowych mieszkańców. Jak kiedyś, gdy ołtarz stał się miejscem pochówku królowej pszczół, która wypadła do środka z gniazda, choć, co bardziej prawdopodobne, sama wybrała to miejsce na ostatni przystanek przed kosmiczną drogą. Stary Dąb stał się tym samym ostatnim świadkiem jej spowiedzi, w której, oddając swoje królestwo na powrót w posiadanie Natury, wracała teraz bezpiecznie w kosmiczne wymiary. 

 

Dąb był świadkiem niezliczonej liczby narodzin i śmierci. W przeciągu kilku lat wyrósł wokół niego młody zagajnik potomków. Z czasem drzewo matko, być może utrudzone wykarmieniem tak licznego wokół niej potomstwa, zaczęło marnieć, aż pewnego dnia zupełnie spróchniało. Wydarzyło się to tak szybko, w ciągu zaledwie kilku miesięcy, że ta ostatnia faza, w ostatnim miesiącu, kiedy po raz ostatni przyszłam zrobić ołtarz, była dla mnie szokiem - zobaczyć to, co tam zastałam. Jednocześnie to, co stało się później było symboliczne i pięknie wpisało się w rytm Życia - Śmierci - Życia - zasilania, dawania, brania i wymiany - wiecznego przekształcania się w siebie - Dopełniania. Niedługo po wspominamy zdarzeniu i ostatnim, w tamtym miejscu zrobieniu ołtarza, przestałam na jakiś czas miesiączkowa. Zaszłam w ciąże..

🩸

Cykl Ziemi w ciele

Złość zapisana w wątrobie 

Podczas ceremonii yahe w Górach Sierra Nevada doświadczyłam mądrości chińskiej  - starożytnej wiedzy zapisanej w ciele. Przez całą noc trwania ceremonii czułam wyraźne czyszczenie wątroby - jakby przelewała się przeze mnie kosmiczna fala, oczyszczająca wewnętrzne korytarze dróg, rozwidleń, połączeń i kanałów, jak gdyby wszystko się oczyszczało i usprawniało. Po przebudzeniu, tuż nad ranem, po bardzo długim czasie popłynęła w końcu KREW. 

 

W klasycznej medycynie chińskiej krew wiąże się ściśle z meridianem wątroby. Zaburzenia wątroby prowadzą do różnego rodzaju schorzeń związanych z kobiecą miesiączką, takich, jak nieregularne cykle, wstrzymanie miesiączki lub inne, związane z tym zaburzenia. Wątroba w tej tradycji powiązana jest z żywiołem DRZEWA, wiosny i odrodzenia. Budzenia się życia natury po trwającym kilka miesięcy letargu zimowym. Doświadczając tego cyklu na sobie, zrozumiałam mądrość zapisaną w ciele: KREW - DRZEWO - WĄTROBA - ŻYCIE - cykl stwarzania, oczyszczania, usuwania tego, co zbędne, wymiany i Odnowy.

 

 

 

🩸

Cykl Życia - Śmierci – Życia

Kiedy zaszłam w ciąże i umarł stary Dąb, przestałam tworzyć ołtarze. Życie tańczyło we mnie, a krew na powrót znała już tylko wewnętrzny obieg. Działo się to bardzo wczesną wiosną, z końcówką zimy. Ziemię skutą lodem, co rano przechodził podskórny dreszcz, krusząc zmarzniętą na kość powierzchnię. Nie było komu robić ołtarzy. Ziemia żyła swoim własnym życiem.

 

🩸

Ofrenda

Bogini Krwi Miesięcznej

Kiedy myślę o tym teraz, pojawia się Bogini Persefona i jej Matka Demeter wysyłająca swoją córkę co zimę do królestwa Hadesu. Persefona wraca na wiosnę, by odrodzić się na nowo w matczynych ramionach i wykarmiona czułym objęciem, nieść światu nowinę Życia, zasiloną swym wewnętrznym blaskiem. Ciekawe, że w tej tradycji, Hades nie jest otchłanią piekielną buchającą ogniem, ale podziemną krainą, kojarzoną z czasem zimy, zaniku, zmrożenia. Coś zanika, by wraz z wiosną odrodzić się na nowo. W micie tym - cyklicznego powrotu córki Demeter późnym latem do podziemia, a wczesną wiosną z podziemnej krainy, zawiera się cykliczny rytm przemijania - Życia - Śmierci - Życia. By to, co nowe mogło zaistnieje, stare musi ustąpić mu miejsca. Tak życie kiełkuje ze śmierci, a śmierć daje początek życiu. Tak stary Dąb oddaje się młodym potomkom, tak nasienie w łonie zatrzymuje krew…

 

Ołtarz stał się Życiodajnikiem. Emitując Życie przekazał je kolejnym przejawom natury. Z Ofrendy - Bogini Krwi Miesięcznej stałam się Kapłanką Wewnętrznego Obiegu, doglądając Życia w Sobie. 

🩸

Wielki Piątek

Powrót Krwi. Krew Chrystusa. Odkupienie

Historia lubi się powtarzać i wracać cyklicznie w innych, nowych odsłonach. Od wielu miesięcy moje ciało znów miesiączkowało, choć w ostatnim czasie zaczęło mieć i swoje kaprysy. Cykl opóźniał się, stawał się nieregularny, czasem w ogóle mnie omijał. Tak, jak kiedyś płynął i teraz swoim własnym rytmem. Według jemu tylko znanego prawa, nic sobie nie robił z Księżyca. Nawet jednak, jeśli krew, czasem przez dwa, czasem trzy cykle krążyła we mnie, zamknięta obiegiem ciała, miałam przeczucie, że jednak wchodzi z Księżycem w pewien dialog. Nie chce, co prawda wypłynąć z ciała po bożemu i spotkać się z nim co miesiąc, twarzą w twarz, ale jednak, dzięki jej krążeniu ciało podlega fazom wzrostu komórek, owulacji i zaniku, wszystko przebiega bez zmian, z wyjątkiem tej jednej, namacalnej - upływu krwi. 

 

Czym jest właściwie ten upływ? Krew na przestrzeni dziejów upuszczano w celach leczniczych, stanowiło to jednak wątpliwą praktykę. Ona też płynęła obficie na polach walki, rozgrzeszając narody, co też budzi wątpliwości. W tym kontekście nie dziwi tak bardzo niechęć do krwi w dobie patriarchatu. Kiedy to kobiety, często same, wstydzą się lub nie rozumieją znaczenia swojej krwi - cyklicznych przypływów i odpływów - traktując je nagminnie jako niewygodną konieczność ciała. 

 

Wstyd, krew i upływ zdają się tworzyć w patriarchacie triumwirat. Kreśląc historię zranienia i cierpień na przestrzeni dziejów. Zranienia tak głębokiego, że mimo zawiśnięcia na krzyżu, nawet Zbawiciel nie był w stanie wymazać go raz na dobre. Jego krew od zawsze symbolizowała ofiarę - poświęcenia dla ludzkości, wybawienia od grzechu. Ale czym jest właściwie ten grzech, gdzie krew musi się przelać, by nastała sprawiedliwość? Pytania krążą po głowie, ujawniając pułapkę umysłu, który ugina się w obliczu niewiedzy, zdławiony absurdem, że jest jakaś wina, by krew musiała się przelać.. Że właśnie w imię tego, bezkarnie, przez tysiąclecia ją przelewano, bo ktoś dopuścił się grzechu i musi ponieść karę.. Czy nie pobrzmiewa tu czasem echo czasów płonących na stosach kobiet - obwinionych de facto za wierność sobie i swej swojej kobiecości? Jak w takiej kulturze krew ma być szanowana, kiedy kojarzona z polem bitwy, winą i grzechem, wskazuje na to, co nieczyste - wynik ingerencji szatana, który robi w ciele dziurę, cierp jako żeś zgrzeszyła..

 

Pole bitwy, kościół, ofiarne stosy - obrazy nakładając się na siebie i dopełniając całości. „Według zakonu, niemal wszystko bywa oczyszczane krwią, i bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia” (Hebrajczyków 9.22). Stąd Chrystus musiał zawisnąć na krzyżu, by raz na zawsze zmyć grzechy ludzkości.. Umysł logiczny oczywiście kapituluję pod ciężarem tego obrazu, jednak czy nie ciekawym wydaje się fakt, że kościół dopuszcza jednak krew, by ZMYŁA to, co ma zostać ODPUSZCZONE? 

 

Jeśli pozwolimy sobie odpuścić przenoście metafory i spojrzymy na jej „dosłowność”, okazuje się, że tym dokładnie jest krew kobiet - wymywa z ciała to wszystko, co nam już nie służy, co trzeba odpuścić, co musi odejść, by ustąpić miejsca, zrobić miejsce na nowe - oczyścić ciało i zasiać nowe ziarenko życia, osiągające pełnie w owulacji. 

 

Czym w tym kontekście jest wina - grzech, który krwią ma być zmyty? Może nie winą jest tu wcale tak zwany „grzech pierworodny” - to, że się rodzisz skazując się tym samym na „mękę żywota”, lecz winą jest to, że nie wybierasz mądrze, decydując każdego dnia żyć z wdzięcznością za dar Życia. Może po prostu kościół pomylił się w interpretacji lub umyślnie wmówił nam grzech w obawie, że jeśli ludzie zaczną żyć, dziękując za dar i wykorzystując go umiejętnie z niego korzystając, świat na powrót stanie się rajskim ogrodzie, a władza kościoła nie będzie już potrzebna…

 

Jeśli krew ma zdolność odpuszczania, to nawet, gdy popełnisz błędy, z każdą krwią możesz go odpuścić, jak Chrystus na krzyżu zmyć krwią „winę”. Krzyż, nota bene, w tradycjach całego świata nie jest symbolem cierpienia, lecz znakiem Połączenia - kierunków świata, poziomów rzeczywistości, licznych ścieżek spotykających się w jednym środku. Co więc, jeśli śmierć Chrystusa na krzyżu nie jest tym, co wmawia nam kościół? Co, jeśli niesie zupełnie inny przekaz - świętości krwi jako źródła Połączenia? Połączenia z Ziemią, z ciałem i z Życiem.. 

 

Dziś Wielki Piątek - Powrót Krwi. Krew wypłynęła z ciała długo oczekiwana, długo nie widziana. Odpuszczam koncepcję winy i idę zasilić Ziemię. Jutro Wielka Sobota, czas przygotowania ołtarza..

 

🩸

Krew miesięczna

Zasilanie Nowej Ziemi

Jeśli krew popłynie do Ziemi użyźni ją, a nie zbruka, jak na polach walki przez setki i tysiące lat, przelewana bez szacunku do życia, lecz w umiłowaniu go i w zgodzie z naturą, dopełni cykl i na nowo pozwoli nam połączyć się z Ziemią. Może jedyny grzech, jaki my, kobiety mamy odkupić, to poprzez krew, zasilając Ziemię odpuścić wszystkie winy bezkarnie przelewanej krwi, by z Ziemią na nowo dokonać Przymierza, podziękować za dar Życia i żyjąc z wdzięcznością, wrócić raz na dobre do Ogrodu, tworząc na powrót Raj na Ziemi.

 

 

🩸

Eliksir Księżycowy

Krew popłynęła, kiedy wypiłam Księżycowy Eliksir. Przygotowywałam go noc wcześniej, z okazji Pełni, zasilając intencją w imię Miłości. W poprzedzający noc wieczór zbierałam młode kwiaty i nieśmiało kiełkujące pączki listków - początek wiosny, natura nieśmiało, ale z wielką radością szykuje początek rozkwitu. Kwiaty zalane w nocy wodą przenikają ją esencją i informacją nowego życia, które właśnie kiełkuje. Tego dnia wraca krew. Niewidziana od wielu miesięcy, zaszczyca mnie niczym królowa swoim rubinowych blaskiem. 

  

🩸

Las

Odzyskane Sanktuarium

Las jest domem roślin i zwierząt, żyją tu w symbiozie, od setek i tysięcy lat mają się całkiem dobrze. Natura podlega samoregulacji. Jeśli gdzieś jest deficyt, rekompensuje to sobie w innym miejscu. Najlepiej widać to na przykładzie drzew. Kiedy jedno opada z sił, zawsze znajdą się bracia, którzy go podeprą. Również w lesie świetnie widać cykliczność pór roku, wzrostu i umierania, odradzania się na nowo i rozpoczynania nowych cykli. Wszystko się dopełnia i nawet, jeśli wydaje się być czasem w nierównowadze, zawsze następuje kompensacja. Krew, nawet jeśli nie zawsze wypływa z ciała, nadal w nim krąży. Ziemia, skuta lodem, nie zawsze rodzi, zawsze jednak gromadzi i zapewnia schronienie potomkom.

 

Żyję z lasem, a las mam w sobie. Codziennie go odwiedzam, płynę z jego rytmem. Uczę się mądrości drzew i cyklu przyrody. Co miesiąc tworzę ołtarze. W intencji połączenia - ludzi, zwierząt i roślin - mądrości różnych ras i królestw przyrody. Altarium dla Ziemi. Niech raz na dobre stworzą jedno Królestwo, gdzie do Świata, nowe dusze schodzić będą jako do SANKTUARIUM - zakotwiczają się w świątyni Ciała i Świata z wdzięcznością za dar Życia i krew Pojednania.

 

🩸

Łono i Serce

Ciało jest świątynią. Łono jest Sercem. Zwróć uwagę na kształt macicy - czy nie tak uczono nas rysować w dzieciństwie serce? Graficzne połączenie dwóch połówek. To Twoje źródło, miejsce zasilania. Jeśli kierujesz tam uwagę i w ciszy pozwalasz sobie posłuchać odżywiając to miejsce oddechem, zaczniesz słyszeć i rozumieć, zaczną płynąć wskazówki i informacje, zaczniesz łączyć się z mądrością, która tu, w życiodajnym tańcu przez meandry Twojego ciała ma swoje centrum - miejsce Połączenia. Jeśli krew płynie Twojego kobiecego Serca łącząc się z Ziemią, stworzy Przymierze z jej Sercem, nieznającym podziałów. Wracając do Ziemi wracasz do domu, zwracasz Ziemi wszystko, czym Cię obdarzyła - największy Twój dar w postaci krwi - dar Życia. Korzystaj z niego obficie i wybieraj mądrze, i pamiętaj zawsze, że Twoje Serce łączy się z Sercem Planety - jeśli zasilisz je krwią, nastąpi Pojednanie, a Ty wrócisz bezpiecznie do Łona Ziemi, wiedząc, że oddzielenie jest tylko iluzją. 

Z wdzięcznością za dar Życia 

KN

bottom of page